Brzydkie ciało, piękny duch – „Z szynką raz!”, Charles Bukowski


Z szynką raz! to książka, w której Bukowski się obnaża. I to tym razem nie w żaden cielesny, lubieżny sposób. Obnaża się tak, jak to robił wielokrotnie w swoich wierszach. Zdradza się ze swoimi słabościami, ze swoim zachwytem, ze swoim żalem. Ciągle gra twardziela, ale bardziej niż w którymkolwiek innym utworze prozatorskim pokazuje też, że cierpi. Jest jak potwór, który nie potrafi się przystosować, jak stwór Frankensteina powołany do pozbawionego sensu życia, wiecznie odtrącony, niekochany, brzydki.

Henry Chinaski, wychowany jako jedynak przez rodziców opętanych obawą „co ludzie pomyślą”, biednych niemieckich imigrantów wiecznie udających kogoś, kim nie są, od małego wyrabia w sobie wstręt do wszelkiego fałszu. Od małego również pała spontaniczną sympatią do moralnych wyrzutków, tych, których rodzice kwitują słowami „obibok” i „opijus” – dziadka Leonarda i stryja Bena. „Jesteś bardzo ładny” – mówi chłopiec umierającemu na gruźlicę Benowi, a dziadek, mimo że śmierdzi mu z ust, jest „najpiękniejszym człowiekiem, jakiego widział w życiu”.

Mały Henry to dziecko wrażliwe i ciekawe świata. Choć dorastając uzbraja się w postawę „Mam wszystko w dupie”, między wierszami można wyczytać rozpaczliwą prośbę o uwagę i odrobinę miłości. Hank zauważa, że żadnego z jego rodziców nie ma na uroczystym zakończeniu ogólniaka – i jest mu przykro. Hank lepiej czuje się w mroku, „ponieważ słyszał od paru osób, że jest brzydki”. Hank cieszy się troską siostry Ackerman, „pierwszej osoby, która okazała mu odrobinę współczucia”. To z nadmiaru wrażliwości jego pociąg do butelki, to własną bezradność ukrywa pod maską twardziela i zabijaki.

Najbardziej poruszającą sceną tej książki była dla mnie ta, kiedy w wieczór balu na zakończenie szkoły Henry zakrada się pod salę gimnastyczną i zagląda do środka przez okno. Widzi piękne dziewczyny w długich sukniach, widzi eleganckich chłopców w smokingach, i nie prycha na ten widok z pogardą, nie wydaje mu się to wszystko kiczowate czy żałosne, przeciwnie, jest zachwycony. Czar pryska, gdy widok przesłania mu jego własne odbicie w szybie. „Twarz cała w krostach i bliznach, obszarpana koszula. Przypominałem jakieś zwierzę, które wyszło z dżungli zwabione światłem i zagląda w okno. Po co tam przyszedłem?”, i dalej: „Gdzie oni się nauczyli rozmawiać i tańczyć? Nie umiałem ani jednego, ani drugiego. Każdy człowiek umiał coś, czego ja nie potrafiłem” (s. 217).

Jednocześnie, może za sprawą własnych cierpień, jest bardziej wyczulony na krzywdę innych istot, choćby najmniejszych (nie może na przykład znieść sadystycznej radości, z jaką jego koledzy obserwują pożerającego muchę pająka). Może dlatego przyciąga wyrzutków, odmieńców, dziwaków, „ubogich, zagubionych i idiotów”, choć sam nie jest z tego do końca zadowolony, i daje temu upust w niewybrednych słowach: „Byłem jak kawał gówna, który wabi muchy, a nie kwiat nęcący motyle i pszczoły” (s. 171). Może dlatego do niego lgnęli – bo wyczuwali w nim tego, który współczuje.

Silne wrażenie robi też dziwny, zupełnie nie w stylu Bukowskiego fragment o wyzwaniu, jakie bohater rzuca Bogu – i budzi się, widząc wlepione w siebie ciemne, puste oczy. A gdy impulsywnie sięga po pudełeczko z cytatami z Biblii podarowane mu kiedyś przez babcię, wyjmuje karteczkę z napisem „Bóg cię opuścił”. Której nigdy wcześniej tam nie było, a później też znika bez śladu.


Jak na Bukowskiego przystało, nie może być jednak przez cały czas poważnie. Humor jest niezwykle istotnym – choć, mam wrażenie, trochę przez czytelników niedocenionym – elementem tej powieści. Dzięki temu czytanie Z szynką raz! to doświadczenie wręcz schizofreniczne, istna sinusoida śmiechu i wzruszenia, gwałtowne przejścia od spontanicznego śmiechu do spontanicznych łez.

Bo weźmy na to – rodzinny dramat, ojciec przyprowadza do domu inną kobietę i oznajmia że ją kocha, matka płacze, serce się kraje, a młody Hank komentuje: „Jak możesz kochać tę kobietę? Zobacz, jaki ma nos. Jak słoniowa trąba!”. W jednej chwili z uśmiechem śledzisz dyskusje małego Henry'ego z ojcem o Chińczykach którzy są żółci, bo piją własne siki, a zaraz potem łykasz łzy, bo zezowaty Dawid dostaje za nic cięgi kolegów i od matki. Czytasz rubaszne przechwałki licealistów, którzy „pierwszy raz się pierdolili, jak mieli cztery lata”, a chwilę później ze ściśniętym gardłem przeżywasz wraz z Hankiem gehennę jego walki z chorobliwym trądzikiem. Żałujesz wygłodzonego kundla o smutnych oczach, którego Chinaski spotyka na ulicy, a zaraz potem śmiejesz się, bo pies odchodzi, nie tknąwszy ofiarowanej mu kanapki z kiełbasą (komentarz: „Nic dziwnego, że przez całe życie miałem depresję. Źle mnie odżywiano”). To wręcz niesamowite, jak czasem na płaszczyźnie kilku słów, w dosłownie kilkuwyrazowym dialogu, Bukowski potrafi zawrzeć tak uderzeniową dawkę humoru.

Źródłem komizmu jest też – przynajmniej dla mnie – typowy dla Bukowskiego naturalizm, czyli te wszystkie opowieści o kiszkach pełnych kupy. Wpisuje się to w jego niechęć do wszelkiego ściemniania i udawania – na co nam eufemizmy, skoro każdy ma odbyt i wszyscy wiedzą, jak jest? W jednej ze scen Chinaski oburza się na wychwalaną wszem i wobec „zdrową, czystą woń świeżego potu” i zastanawia się, dlaczego nikt nie wychwala „zdrowej, czystej woni świeżego gówna”. Nie oszczędza nam też drobiazgowych opisów swoich pryszczy, po czym stwierdza: „Myśl, że noszę w sobie to całe świństwo, w jakiś makabryczny sposób mnie fascynowała” (s. 139).

Oczywiście Z szynką raz! ciekawi w dużej mierze ze względu na swoją autobiograficzność. Przy zachowaniu odpowiedniego dystansu – wszak pisarz to pisarz, nigdy nie wiadomo, gdzie kończy się prawda a zaczyna zmyślenie – można ją potraktować jako obraz dzieciństwa i dorastania samego Bukowskiego. Czytelnik staje się świadkiem wielu „pierwszych razów” bohatera (choć tego najważniejszego akurat się nie doczeka – aż do ostatniej strony Chinaski pozostaje prawiczkiem). Jest pierwsze picie („Nareszcie znalazłem coś dla siebie”), pierwsza fascynacja literacka – D.H. Lawrence („Nikt nigdy mi o nim nie mówił. Czemu go przede mną ukrywano?”), pierwsze opowiadanie (o niemieckim lotniku z I wojny światowej, który „pił i latał sam jeden”).

Powieść staje się też źródłem informacji o życiu w biednej dzielnicy w czasach Wielkiego Kryzysu, a następnie – w trakcie II wojny światowej. Chinaski błaznuje i drażni innych nazistowskimi hasłami, ale w gruncie rzeczy ma w nosie wojnę, jego wypowiedzi na jej temat są praktycznie powtórzeniem krytycznych uwag Céline'a, tyle że w bardziej dosadnej formie: „tylko po to tak się ćwiczyli, żeby im ktoś później odstrzelił jaja” (s. 193). To tylko jeszcze jedna machina zniewolenia, rolę autorytarnych rodziców przejmuje państwo, czyli, mówiąc językiem Buka, „z gówna w gówno, tylko jeszcze gorsze”.

A tytuł? Ile ludzi, tyle teorii. Mówią, że to nawiązanie do Salingera, bo Buszujący w zbożu, The Catcher in the Rye. Że chodzi o standardową kanapkę wciskaną amerykańskim dzieciom. Że bohater jest tłamszony przez rodziców i społeczeństwo jak szynka między dwiema kromkami chleba. I mają też inne, bardziej wydumane wyjaśnienia. A może tytuł w ogóle nie ma znaczenia? Mnie się podoba wersja z Salingerem. Zdławiona przez prozę życia, spętana nakazami i oczekiwaniami, ponadprzeciętna wrażliwość.


***
Ch. Bukowski, Z szynką raz!, wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa 2015.

Za tak bardzo smutną i tak bardzo zabawną historię Frankensteina z Los Angeles dziękuję pani Joannie i Oficynie Literackiej Noir Sur Blanc.

Inne książki Bukowskiego na Literackich skarbach:
Faktotum
Listonosz


Fotografie:
[1] Motyw z okładki pierwszego amerykańskiego wydania Z szynką raz! / benchilada / Foter.com / CC BY-NC-SA
[2] t_buchtele / Foter.com / CC BY-NC-ND
[3] Okładka pierwszego amerykańskiego wydania książki, wyd. Black Sparrow Book, 1982 / Wikimedia Commons
[4] Okładka polskiego wydania książki, wyd. Noir Sur Blanc, 2015 / wydawnictwoliterackie.pl 

Komentarze

  1. Twoje recenzje są genialne. Są genialne chyba głównie dzięki temu, że są pisane wyczuwalnie szczerze, nie pod publiczkę, nie dla formy, lecz z zachwytu, zadziwienia, zaskoczenia, odczuć, które Ci towarzyszą w trakcie i po przeczytaniu. Bardzo dziękuję, nie tylko za recenzje, dzięki którym moja lista "do przeczytania" się wydłuża, ale głównie za zawartą w nich szczerość i serce :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim: to ja dziękuję :). A wiesz, prawdę mówiąc miałam niedawno taką fazę, że chciałam pisać bardziej pod publiczkę, czytałam te wszystkie rady jak przykuwać uwagę czytelnika, kombinowałam z formą. Ale daję sobie już z tym spokój, bo to było strasznie frustrujące, a nie o to przecież chyba chodzi w blogowaniu, żeby się męczyć. Twój komentarz utwierdził mnie w przekonaniu, że pisanie bez przesadnego kombinowania, po prostu tak, jak myślę i czuję, to najlepsza droga :). Więc dziękuję tym bardziej!

      Usuń
  2. O! Dzięki Aniu, że tak cudownie mi przypomniałaś o tej książce. Tę uważam chyba za najbardziej osobistą książkę Bukowskiego, chociaż przyznaję, że czytam teraz Fragmenty winem poplamionego notatnika ta również jest bardzo osobista. O wiele bardziej szczera jak dla mnie niż wszystko co do tej pory czytałam o jego "kobietach i związkach". W tych dwóch naprawdę odsłania swoją duszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam też „Fragmenty”. Zaskoczyłaś mnie informacją, że też są bardziej osobiste, raczej się tego po nich nie spodziewałam. Zawsze wydawało mi się, że tylko w poezji Bukowski jest naprawdę szczery, będę chyba musiała zrewidować ten pogląd :).

      Usuń
    2. Wiesz, zależy też co dla kogo wydaje się szczere i osobiste. Ja właśnie odkryłam, że z wieloma jego poglądami się zgadzam (o zgrozo!), a fragmenty w których opisuje literaturę uważam za świetne! (chociaż tam akurat nie zawsze się zgadzam). Po takich właśnie zwierzeniach na temat literatury wydaje mi się, że można dużo powiedzieć o człowieku. Po tym o czyta i jak to odbiera. I Bukowski się właśnie tak uzewnętrznił. Też jestem zaskoczona tą pozycję, spodziewałam się czegoś innego i mniej wciągającego. A tu proszę!

      Usuń
    3. Czemu o zgrozo? :). Ja tam uważam, że to inteligentny facet był, żadna zgroza się z nim zgadzać :D. A do książki coraz bardziej zachęcasz! Zaiste, lektury i osobiste podejście do nich to bardzo intymna sprawa. (A z nas, wychodzi na to, straszne ekshibicjonistki!).

      Usuń
  3. Nabyłem niedawno nowe wydanie tej książki. Jest to jeden z utworów Bukowskiego, z którym nie miałem jeszcze przyjemności obcować. Tyle, że na razie daję temu dziełu dojrzeć na półce - poprzez czekanie podsycam mój apetyt, który wzrósł ogromnie po lekturze Twojego tekstu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wybór :). Ciekawą masz tę strategię podsycania apetytu, u mnie to wychodzi trochę niechcący, czekają bo nie mam dla nich czasu, ale jak naprawdę chcę coś przeczytać i mam pod ręką, to jednak żarłocznie czytam. Taka wyczekana rzeczywiście smakuje bardziej? :)

      Usuń
    2. Tak mi się wydaje :) Powieść leżakuje sobie niczym wino i nabiera mocy. Chociaż przyznaję, że w moim przypadku takie odkładanie danej lektury także często wiąże się z nadmiarem innych pozycji :)

      Usuń
    3. Właśnie, to jest ten problem! Zawsze się coś bez kolejki wepchnie ;).

      Usuń
  4. Czekałem na tę recenzję ;) Rekomendując książki, zawsze czuję się za nie odpowiedzialny. Często mam tak, że gdy coś zachwalam, to ludzie potem są rozczarowani, bo "spodziewali się czegoś więcej.

    "Z szynką raz" to zdecydowanie najszczersza powieść Bukowskiego, w innych zdarzało mu się posługiwać "prawdziwym zmyśleniem", używając określenia Hłaski, ale w tym przypadku temat był na trudny i traumatyczny, że wymagał podjęcia decyzji - wszystko albo nic. Nie wiem czy widziałaś film dokumentalny o Bukowskim pt. "Bukowski: Born into This", jeśli nie, to zdecydowanie polecam. Jest tam od cholery i trochę jego nagrań, pokazuje m.in. swój rodzinny dom, trawnik, który musiał kosić etc. Gdy ponownie staje w łazience, w której w dzieciństwie był bity przez ojca, widać jak wciąż bolesne są to wspomnienia, pomimo upływu tak wielu lat. Poza tym w filmie jest fragment nagrania wywiadu dla Cosmopolitan, w którym opowiada o swoim pierwszym razie (tym najważniejszym, jak to ujęłaś).

    Jeśli chodzi o scenę obserwacji szkolnego balu, nie można zapominać o postanowieniu jakie w jej trakcie podejmuje bohater, czyli "jeszcze będę szczęśliwszy niż wy, zobaczycie". Przypomina mi to wiersz otwierający zbiór "Światło błyskawicy za górą", który Bukowski przeznaczył do wydania po swojej śmierci. W wierszu opowiada o marzeniach jakie snuł będąc dzieckiem i kwituje je "mniej więcej się spełniły". Świadomość tego podnosi nieco czytelnika na duchu, gdy cieć przegania bohatera spod wspomnianej szkoły.

    To z powieści zostało Ci już tylko "Hollywood"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam to poczucie odpowiedzialności :). I to, że ludzie stwierdzają później, że spodziewali się czegoś więcej, jak zresztą było nie tak dawno z Tobą i „Korektami” ;).

      Filmu dalej w całości nie widziałam, choć daję głowę, że z kimś już u mnie w komentarzach na jego temat rozmawiałam, nie z Tobą? Zresztą nie jesteś jedyną osobą która mi już dziś przy okazji tej recenzji ten dokument poleca, na Facebooku pisał mi też o nim Rafał z Experymentu. Koniecznie do nadrobienia wreszcie.

      Rzeczywiście, jest tam to postanowienie, i jeszcze gorzkie stwierdzenie, że za to wszystko trzeba zapłacić cenę ogólnego fałszu, więc właściwie ostatecznie Chinaski ten rozkoszny obrazek odrzuca. To dosyć ciekawe z tymi niby spełnionymi marzeniami, bo ja mam wrażenie, że on nigdy szczęśliwy nie był. Trudno być szczęśliwym, widząc i czując tak wiele jak on. Właściwie to wydaje mi się, że żeby być naprawdę szczęśliwym, trzeba być trochę tępym. Ale pewnie chodzi o inne szczęście, niż to o jakim myślę. Na pewno nie o to plebejskie szczęście ładnych chłopców i dziewczynek, tłustych parweniuszy i perfekcyjnych pań domu.

      Widziałam, że jest już wznowienie „Hollywood”, więc będzie czytane! Na co się nastawiać?

      Usuń
    2. Na coś diametralnie innego niż "Z szynką raz". To już ten moment, gdy marzenia "mniej więcej się spełniły". Tu Bukowski wydaje się być już bardziej pogodzony ze swoim życiem, nabiera dystansu. Więcej tu kąśliwej ironii niż rozdrapywania ran. To też powieść z kluczem, pojawia się wiele osób ze środowiska filmowego (moja ulubiona scena to dialog przy barze z Wernerem Herzogiem).

      Ogólnie to pierwsza rzecz od Bukowskiego jaką przeczytałem, więc darzę ją sentymentem, bo poniekąd z jej perspektywy poznawałem jego dalszą twórczość.

      Usuń
    3. Wspomniany przeze mnie wyżej wiersz:

      Niemiec

      niemieckiemu dziecku w latach 20. w Los Angeles
      nie było łatwo.
      wiele było wtedy antyniemieckich uprzedzeń,
      spadek po I wojnie światowej.
      bandy dzieciaków ganiały mnie po okolicy
      wrzeszcząc „Hajni! Hajni! Hajni!”
      nigdy mnie nie dorwały.
      byłem jak kot.
      znałem wszystkie przejścia pośród chaszczy i uliczek.
      migiem wdrapywałem się na prawie dwumetrowy płot i znikałem
      pośród podwórek i zaułków
      i na dachach warsztatów i w innych tajemnych miejscach.
      ale tak naprawdę nie chciały mnie dopaść.
      bały się że mogę je zadźgać bagnetem
      albo wydłubać im oczy.

      tak to trwało przez półtora roku
      i skończyło się ni stąd ni zowąd.
      zaakceptowali mnie z grubsza (ale nigdy na całego)
      co mi odpowiadało.
      te sukinsyny były Amerykanami,
      oni i ich rodzice urodzili się tutaj.
      nazywali się Jones albo Sullivan albo
      Baker.
      mieli jasną skórę, często byli grubi
      zasmarkani i nosili pasy z wielkimi klamrami.
      postanowiłem nigdy nie zostać Amerykaninem.
      moim bohaterem był baron Manfred von Richthofen
      niemiecki as myśliwski;
      zestrzelił ich najlepszych 80
      i nic już na to nie mogli
      poradzić.
      ich rodzice nie lubili moich rodziców
      (ja też ich nie lubiłem) więc
      postanowiłem że jak dorosnę to zamieszkam w okolicy
      podobnej do Islandii,
      nigdy nikomu nie otworzę drzwi, będę żył
      po swojemu, z piękną żoną i stadem dzikich
      zwierząt:
      i tak się właśnie, mniej więcej,
      stało.

      Usuń
    4. Czyli taki Bukowski bardziej w typie „Szmiry”. Super, chętnie przeczytam. A wiersz oczywiście świetny. Też bym chętnie zamieszkała w okolicy podobnej do Islandii i nigdy nikomu nie otwierała drzwi ;).

      Usuń
  5. Kilka razy o Bukowskiem już pisałam na swoim blogu. Ale na razie nie posiadam tej książki, więc oprę się na Twojej opinii i szybciutko nadrobię ten brak, żeby poznać kolejną odsłonę starego świntucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam, śledzę uważnie, chyba nawet coś u Ciebie nt. Bukowskiego komentowałam :). Nadrób, bo bardzo pomaga ta książka go zrozumieć (podobnie zresztą jak wiersze). Polecam Ci jeszcze „Szmirę”, świetna jest!

      Usuń

Prześlij komentarz