Literackie święto dobiegło końca, rozmowy zamilkły, pisarze wyjechali, uczestnicy wrócili do swoich spraw. Ucichło zamieszanie wokół tegorocznej edycji Festiwalu Conrada. Wracam jednak do niej jeszcze na chwilę, żeby dokonać osobistego i absolutnie subiektywnego podsumowania.
Początek literackiego święta zwiastowało tysiąc kolorowych balonów wypuszczonych w przestworza na krakowskim Rynku w przed-festiwalową niedzielę, 19.10. Świętowaliśmy rocznicę przyznania Krakowowi tytułu Miasta Literatury UNESCO i zachęcaliśmy do wzięcia udziału w Festiwalu. Było pięknie, kolorowo, tłumnie.
Jeszcze tego samego dnia jako pilot przywitałam na dworcu autobusowym Ádáma Bodora i przekonałam się, że po angielsku raczej z nim nie porozmawiam. Powoli, wplatając z trudem wyszukane w pamięci słówka niemieckie, przekazałam mu najważniejsze informacje i odwiozłam go do hotelu. Mimo tej bariery językowej okazał się jednak przemiłym człowiekiem i zupełnie niekłopotliwym podopiecznym. W środę zapakowałam go do autobusu powrotnego do Budapesztu, wciskając mu na drogę krakowskiego obwarzanka. Bo być tu i nie spróbować to grzech (choć ja osobiście ich nie znoszę).
W poniedziałek rozpoczęły się festiwalowe spotkania. Starałam się być wszędzie, wszystko widzieć, wszystko słyszeć, wszędzie pomóc. Nie dało się, oczywiście, ale o tym co zobaczyłam napisałam tutaj, tutaj i tutaj. Prócz spotkań autorskich było też sporo innych okołoliterackich wydarzeń – projekcje filmów na podstawie powieści Paula Austera (z jego wprowadzeniem!) oraz utworów Franza Kafki, koncerty (Tomasz Budzyński, Michał Jacaszek i Mikołaj Trzaska zainspirowani poezją Arthura Rimbauda oraz Kafka Band, zespół Jaroslava Rudiša), spektakl Zamek teatru Thalias Kompagnons z Norymbergi, spacery literackie, warsztaty.
Miałam też przyjemność pomagać przy lekcjach czytania dla licealistów i przy warsztatach dla dzieci w kawiarni likeKonik i obydwoma cyklami jestem zachwycona. Lekcje czytania pokazały mi, że są nastoletni pasjonaci literatury, którzy potrafią o niej dyskutować mądrze i na poziomie. Ja w ich wieku nie byłam w stanie sklecić jednego sensownego zdania na temat książki, którą przeczytałam, tymczasem oni bez trudu podjęli dyskusję i naprawdę wiedzieli, o czym mówią. Krzepiąca świadomość! Obsługa warsztatów dla dzieci była za to wielką frajdą – dzieci były tak urocze, tak pełne energii, tak twórcze i kreatywne, że nie sposób było nie uśmiechnąć się na ich widok. I uśmiechałam się, patrząc jak z zapałem smarują kredkami i flamastrami po papierze i snują swoje nieprawdopodobne historie. A mały Piotruś strzegący zazdrośnie wykonanego przez nas wspólnie rysunku wręcz obudził we mnie uśpione jakoś w ostatnim czasie macierzyńskie instynkty :) Tych z Was, którzy mają już swoje pociechy, zainteresuje może fakt, że likeKonik organizuje cały szereg zajęć dla dzieci także poza Conradem.
Oprócz pilotowania i obsługi wydarzeń byłam też zaangażowana w prace biura prasowego oraz pomoc przy wywiadach, ale ponieważ nie można być w kilku miejscach jednocześnie (niestety!), udało mi się zaliczyć tylko jeden wywiad – z Jacquesem Rancièrem w Hotelu Grand (prawdziwym literackim zagłębiu na czas Festiwalu – gdzie się nie obejrzałam, jakiś znany pisarz!). Więcej na temat wywiadów dowiecie się z relacji Recenzentki, która niemal minutę po minucie opisała swoje festiwalowe dni.
A w temacie relacji i podsumowań – polecam też tekst Klaudii Mucy na portalu pisma Fragile. Klaudia też była wolontariuszką, więc ma informacje z pierwszej ręki :)
Wypada jakoś ładnie zamknąć ten festiwalowy wątek, więc zamknę go podziękowaniami. Nie będę nikogo wymieniać z nazwiska, ale mam nadzieję że ci, którzy powinni, przeczytają i będą wiedzieć, że o nich chodzi. Dziękuję za cudowną atmosferę, za rozmowy, za uśmiechy, za braterstwo czytelniczych – i nie tylko – doświadczeń. To był jeden z najbardziej męczących (ciągle jeszcze dochodzę do siebie!), ale i najfajniejszych tygodni w moim życiu.
Też uczestniczyliście w Festiwalu? Utkwiło Wam w pamięci coś szczególnego? Zachęcam do podzielenia się, nie tylko u mnie – organizatorzy ogłosili mały konkurs. Wystarczy spisać swoje wspomnienie z tegorocznego Conrad Festival i wysłać je do środy 5.11 na adres jsokolowski@biurofestiwalowe.pl. Dla autorów najciekawszych wypowiedzi przygotowano nagrody! Zachęcam, zapraszam i życzę powodzenia.
Fot. federico novaro / Foter.com / CC BY-NC-SA
Dziekuje za swietne relacje!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :)
UsuńPrzeczytałam z uśmiechem :)
OdpowiedzUsuńJa z uśmiechem pisałam, cieszę się, że okazał się zaraźliwy :)
Usuńale jak to nie lubisz obwarzanków? ;) Ech...też uwielbiam takie imprezy, mogę latać od rana do wieczora i po festiwalu paść na twarz,ale jaka szczęśliwa to będzie twarz! :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że będę się z tego musiała gęsto tłumaczyć :) No nie lubię, nie smakują mi, suche toto i twarde jak podeszwa, choć ostatnio zostałam uświadomiona, że po prostu musiałam korzystać z niewłaściwych obwarzankowych źródeł. Ponoć tych prawdziwych krakowskich nie da się nie lubić, trzeba je tylko znaleźć. Może więc przełamię niechęć i jeszcze poszukam.
UsuńDokładnie tak jak piszesz, po Conradzie padłam na bardzo szczęśliwą twarz :) Oby więcej takiego padania!
Ciekawa relacja. Szkoda, że mnie tam nie było :(
OdpowiedzUsuńAch, dodatkowo zapraszam cię do zabawy. Nominowałem cię do Liebster Blog Award. :)
OdpowiedzUsuńhttp://malyerror.blogspot.com/2014/11/liebster-blog-award.html
Pozdrawiam :)
Bardzo dziękuję! Postaram się odpowiedzieć jak tylko trochę się u mnie uspokoi, ten tydzień mam jeszcze szalony. Też pozdrawiam :)
Usuń