Czuły barbarzyńca. Na 100. urodziny Charlesa Bukowskiego


Kultowy, uwielbiany, a zarazem najbardziej niezrozumiany pisarz świata. Taki właśnie jest Charles Bukowski. Jego biograf Howard Sounes opisuje scenę, która doskonale to pokazuje – kiedy podczas spotkania autorskiego w Stanach Bukowski czyta wiersz dla pucybuta, jeden ze swoich najpiękniejszych i najsubtelniejszych utworów, tłum wrzeszczy „banał!” i domaga się mięsa: chlania, pieprzenia, kurw. Czy nie dzieje się tak do dziś?

Mija dziś dokładnie 100 lat, od kiedy w niemieckim Andernach na świat przyszedł Heinrich Karl Bukowski. Kim był człowiek, który do historii literatury przeszedł jako Charles Bukowski? Wiele na ten temat mówi sama jego twórczość, w której był tak szczery, jak mało który pisarz. Puste plamy uzupełnić pomaga jego biografia pióra Howarda Sounesa.

Odrzucony

Przede wszystkim – człowiek skrzywdzony. Najpierw przez rodziców. Nienawidził ojca, który go bił, nie szanował matki, która nigdy nie stanęła w jego obronie. Nie znosił ich mieszczańskiego, fałszywego, podmiejskiego stylu życia. Niechęć była zresztą najwyraźniej odwzajemniona: „Wstydzili się go. Budził w nich obrzydzenie. To było okropne, co mu zrobili i prawdopodobnie przez to stał się tym, kim był” – mówi jego kuzynka Katherine Wood. Nad wyraz poważny, do tego oszpecony przez wyjątkowo ciężki przypadek trądziku, źle czuł się również wśród rówieśników. Już jako dziecko odkrył, jak bardzo ludzie potrafią być dla siebie okrutni.

Po rzuceniu szkoły i wyprowadzce od rodziców przez kilka lat włóczył się po różnych miastach Ameryki, pomieszkując w brudnych, wynajmowanych pokojach, pijąc, głodując i na poważnie myśląc o samobójstwie. To wtedy, w jednej z obskurnych spelunek, poznał Jane Cooney Baker, swoją pierwszą wielką miłość. I choć to najwyraźniej istnienie Jane jakoś utrzymało go przy życiu i nawet wiele lat po jej śmierci wspominał ją z czułością, Jane również go skrzywdziła – mimo że zdawała sobie sprawę z jego przywiązania, obsesyjnie go zdradzała. Jego późniejsze partnerki sądzą, że to za jej sprawą już nigdy nie potrafił w pełni zaufać kobiecie, a wszystkie przedstawicielki płci pięknej traktował jak ladacznice. „Zdaniem Lindy King spodziewał się, że wszystkie jego przyjaciółki będą się zachowywać tak, jak Jane” – pisze Sounes.

Wydaje się też, że ta pierwsza tragiczna historia miłosna w pewien sposób zdeterminowała późniejsze wybory Bukowskiego. Jego kobiety były albo mało atrakcyjne, fizycznie upośledzone, dużo starsze (jak pierwsza żona Barbara Frye czy matka jego córki Franc-EyE) albo psychicznie niezrównoważone (jak Linda King). Może był to też wyraz pewnych kompleksów? Może nie wierzył, że zasługuje na coś więcej? „Potrzebuję porządnej kobiety”, żalił się w wierszu ciche czyste dziewczęta w kraciastych sukniach z bawełny… Ale zamiast tego w jego życiu były tylko „narkomanki, alkoholiczki, kurwy, byłe prostytutki, wariatki”.

Damski bokser czy „łagodny wielkolud”?

Odtrącenie, którego od najmłodszych lat doświadczał, sprawiło, że choć miał ogromną potrzebę ludzkiej bliskości, sam nigdy nie potrafił się do ludzi zbliżyć. „Chociaż chciał się zaprzyjaźnić, chciał się otworzyć, chciał się dzielić miłością, nie potrafił sobie pozwolić na ten luksus, tyle wycierpiawszy w przeszłości. Przez to był raczej podłą osobą” – wspomina Douglas Blazek w biografii Sounesa. Dla ludzi, nawet najbliższych, bywał zwyczajnie okrutny, zwłaszcza po alkoholu. Odstręczał od siebie kolejno wszystkich najbliższych przyjaciół, pisząc na ich temat ohydne, złośliwe teksty. 

Skrajnym przykładem takiego zachowania jest sposób, w jaki potraktował małżeństwo Wantlingów. Najpierw napisał zjadliwy paszkwil na poetę Williama Wantlinga, przyczyniając się prawdopodobnie do jego samobójczej śmierci, a następnie próbował zaciągnąć do łóżka jego żonę. „W miarę upływu dnia był coraz bardziej napastliwy, mówiąc, że spodziewa się pieprzyć z Ruth i będzie cholerną idiotką, jeśli nie da mu tego, czego on chce. Mąż nie może jej teraz pomóc” – pisze Sounes i cytuje słowa samej Ruth: „To było najwstrętniejsze doświadczenie w całym moim życiu”. Jakby tego było mało, sportretował ją później w bardzo złośliwy sposób – podobnie zresztą jak wiele swoich kochanek – w Kobietach


Z biografii dowiadujemy się też, że w beletryzowanych opowieściach o swoich relacjach z kobietami pominął wiele niechlubnych ekscesów – jak choćby fakt, że z zazdrości złamał Lindzie King nos. Na swoje kobiety skarżył się przyjaciołom, w otwarty i przykry sposób wyśmiewał je w towarzystwie (bardziej wyrozumiałe z nich, jak poczciwa Franc-EyE, tłumaczą to pozą, jaką przyjmował przed pewnymi osobami), wulgarnie je wyzywał. Zasłynął też nagraniem, na którym obrzuca wyzwiskami i ze złością skopuje swoją drugą żonę, Lindę Lee, z kanapy – choć Linda przekonywała później, że nie było to dla niego zwyczajne zachowanie i nigdy później ani wcześniej niczego podobnego nie robił.

Równocześnie wiele jego kobiet podkreśla, że w pierwszej fazie znajomości zakochiwał się z dziwną, nienaturalną wręcz intensywnością. „Nie chciałam, żeby mężczyzna kochał mnie tak mocno, to było chorobliwe, a nie naturalne” – wspomina Linda King. Wydaje się, że właśnie w ten nieco dziki, nieokiełznany sposób manifestowała się jego ogromna potrzeba bliskości. W liście do Pameli Wood pisze: „Nadal cię kocham. Chodzi tylko o to, że ty nigdy nie okazujesz mi uczuć i Jezu Chryste, to czasem strasznie boli”.

Ogromne pokłady miłości, jakie w sobie krył, ujawniło również ojcostwo. Choć w autobiograficznym Listonoszu narodziny jego jedynego dziecka pojawiają się tylko w formie pozbawionej emocji wzmianki, należy to uznać za kolejną pozę, bo Frances-EyE – która zresztą bała się braku zaangażowania Bukowskiego i rozważała aborcję – podkreślała, że okazał się niesamowicie czułym i troskliwym ojcem. 

Fascynację córką widać zresztą w jego wierszach i listach. „Dziewczynka nazywa się Marina Louise Bukowski i nie mogę się jej oprzeć. Ma bardzo duże usta i oczy, a kiedy te usta się otwierają i rozciągają w szeroki uśmiech, wszystkie słoneczniki i słońce i ja rozpadamy się na pół, i jestem jej” – pisał w jednym z listów. Z roli opiekuńczego rodzica nie wyszedł zresztą nigdy. Sama Marina mówi: „Zawsze czułam naprawdę silną więź z ojcem. Zarówno poprzez to, jak się zachowywał i co mówił, dawał mi odczuć, że mnie kocha bardziej niż kogokolwiek innego”.

Niewolnik kontrowersji

Wiele wskazuje na to, że Bukowski lubił kontrowersje, które wywoływał. Uwielbiał prowokować. To stąd m.in. jego obnoszenie się z sympatią do Hitlera i nazizmu, za które później przepraszał. Zapytany o chyba najbardziej szokujące swojego opowiadanie, znane w Polsce pod tytułem Demon lub Antychryst – drobiazgowy opis gwałtu na małej dziewczynce z perspektywy pedofila – przyznawał, że pomysł przyszedł mu do głowy, gdy sam obserwował z okna podobną dziewczynkę i się masturbował.

Celowo używał mocnych słów i obrazów, by zrobić wrażenie. Potem stał się tego niewolnikiem – męczył się nad pisanymi na zamówienie opowiadaniami do magazynów erotycznych i musiał stawiać czoła tłumom na spotkaniach autorskich, żądnym „kurew” i „pierdolenia”. Piorunujące wrażenie robi wspomniana scena, w której na jednym z takich spotkań jego wydawca John Martin prosi o wzruszający wiersz dla pucybuta, ale tępy tłum nie docenia jego subtelności i domaga się czegoś mocniejszego. 

Przecież to się dzieje do dziś. Bukowski opijus, Bukowski dziwkarz, mało kto widzi w nim subtelnego i wrażliwego poetę, którym był. Dosadne słowa, których używał, też nie miały jedynie prowokować – przekazywały po prostu pewną prawdę o życiu, nagim i surowym, takim jakie jest. Nie inaczej było ze wspomnianym Antychrystem – jak pisze Sounes: „Starał się wejść do umysłu gwałciciela, żeby przekazać mężczyznom coś o nich samych, do czego być może nie chcą się przyznać”. 

Pisarz zagubionych, samotnych i nadwrażliwych

Niezwykłe było jego konsekwentne pozostawanie na uboczu wszelkich ruchów, grup i organizacji. Był idealnym outsiderem. Na przekór naturalnej ludzkiej skłonności nigdy nie opowiadał się po żadnej stronie, nie zidentyfikował się z żadną grupą czy ruchem politycznym, nigdy nie dał się zaszufladkować. Sounes podsumowuje osobistą filozofię Bukowskiego: „odrzucenie harówki i narzuconych zasad, odrzucenie kłamliwości i pretensjonalności, akceptacja tego, że ludzkie życia są często żałosne i że ludzie potrafią być wobec siebie okrutni, przy jednoczesnym przeświadczeniu, że życie bywa też piękne, podniecające i zabawne”. Tą bezkompromisową postawą i szczerością inspiruje od lat.


Miał własny, oryginalny głos i sposób patrzenia na świat, wielką wrażliwość i ogromne, nigdy niezaspokojone pragnienie ludzkiego ciepła, w którym odnajdują się kolejne pokolenia czytelników – zagubionych, samotnych, nadwrażliwych i na skraju szaleństwa. Co ważne – do końca, nawet gdy odniósł sukces, pozostał wierny sobie. U schyłku życia pisał: „Moja twórczość została w końcu doceniona. A ja nadal pisałem tak, jak chciałem i jak czułem, że muszę. Nadal pisałem, żeby nie oszaleć, nadal pisałem usiłując samemu sobie wyjaśnić to przeklęte życie”.

Pięć lat temu z okazji 95. urodzin Bukowskiego popełniłam u siebie inny rocznicowy wpis. Miałam wtedy za sobą lekturę tylko kilku jego książek i jednego zbioru wierszy, ale już wtedy wiedziałam, że to mój Bukowski. Dziś podpisuję się pod każdym słowem tamtego tekstu. I dodaję tylko, że życzę wszystkim jego czytelnikom, by dostrzegli to, co kryło się za maską twardziela. Nie bądźcie tymi, którzy chcą więcej mięsa. Posłuchajcie, jak czyta wiersz dla pucybuta.

właśnie to pomaga wierzyć
że jest coś oprócz śmierci:
ktoś w samochodzie jadącym zbyt wąską ulicą
kto zjeżdża na bok, żebyś mógł przejechać 
(przeł. Leszek Engelking)

***

Ten materiał mógł powstać dzięki Waszemu wsparciu na Patronite. Dziękuję! 
Jeśli podoba Ci się to, co robię, proszę, zostań moim Patronem.
***
Wszystkie moje teksty o Bukowskim:

***
Cytaty pochodzą z książki Charles Bukowski: W ramionach szalonego życia Howarda Sounesa w przekładzie Magdaleny Rabsztyn. Zdjęcie główne to fotografia okładki Śmieję się z bogami, rozmów z Fernandą Pivano w tłumaczeniu Krzysztofa Filipa Rudolfa, wydanych w 2016 roku przed Wydawnictwo w Podwórku. Pozostałe fotografie: gibridehome / Foter.com / CC BY-NC, Saint Iscariot / Foter.com / CC BY-NC-SA

Komentarze

  1. No dobra, to jak już okazji jego urodzin mam być miła i go chwalić, to za sympatię do kotów bym chciała ;). Miał ich z reguły kilka i dobrze się nimi opiekował. Fajnie to opisał w Hollywwood, jednej ze swoich zabawniejszych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, „Hollywood” ciągle przede mną, ale za to czytałam „O kotach” i faktycznie, jest w tych tekstach sporo uczucia. :) Fajnie, że udało Ci się wykrzesać urodzinowo miłe słowo dla niego, wiem, że to niełatwe. ;)

      Usuń
    2. Gdybyśmy mówiły tylko o jego twórczości, to byłoby proste, bo pisał przecież świetnie. Ale jeśli bierzemy pod uwagę Charliego Człowieka, to faktycznie sprawy się mocno komplikują. I powodów do komplementów trzeba się naszukać.

      Usuń
    3. Jasne! Rozumiem. Niestety tak to często bywa, że świetny pisarz to jednak bardzo nieświetny człowiek. :) To chyba jeden z bardziej wyrazistych przykładów.

      Usuń
  2. Przy okazji tego wpisu wróciłem do mojego komentarza do wpisu sprzed pięciu lat. I w sumie nie mam nic do dodania. Nic też bym nie zmienił. Dawno do Bukowskiego nie wracałem, ale darzę go sentymentem. I też nie lubię tego powierzchownego podejścia, wóda etc. Chyba pod jednym z Twoich wpisów przywoływałem schopenhauerowską przypowieść o jeżozwierzach. Ona wyraża esencję przekazu Bukowskiego według mnie.

    Dla mnie Bukowski był bardzo pomocny życiowo, jak miałem te +/- 18 lat. Stricte literacko może mniej, choć w sumie jego wiersze pokazały mi trochę inne oblicze poezji i ośmieliły, by proponować. Ale przede wszysstkim uczył mnie pewności siebie i nie przejmowania się opinią innych. Do spółki z Johnnym Rottenem, a w sumie jednym konkretnym wywiadem z nim https://www.youtube.com/watch?v=QJm97o-4qYI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, że w podejściu typu „rób swoje” był niesamowicie konsekwentny i inspirujący. :) Właściwie odkąd odkrył dla siebie literaturę i uświadomił sobie, że właśnie to chce w życiu robić, praktycznie nie odstępował maszyny do pisania na krok. Żadne zwątpienie, żadne męki twórcze, po pracy, po nocach, jeden wiersz za drugim aż do śmierci, jakby to była rzeczywiście jakaś fizjologiczna potrzeba, bez znaczenia, co kto o jego pisaniu myśli.

      U mnie, jak wiesz, odkrycie Bukowskiego przyszło później, już po okresie nastoletnim, ale i teraz myślę, że bardzo mi pomaga. Tą myślą, że „nikt cię nie uratuje, tylko ty sam”.

      A Rotten świetny, hehe, choć z perspektywy prawie-dziennikarki szczerze współczuję typkowi, który go przepytywał. ;)

      Usuń
    2. Post scriptum: https://youtu.be/TZ3ybfET3jM?t=393

      Usuń
    3. Dzięki! :) Ja bym się skłaniała ku temu, że ten nieuchwytny element to przede wszystkim talent literacki (którego większości naśladowców Bukowskiego brak), choć na tę niepowtarzalną całość na pewno składa się wiele różnych rzeczy.

      Usuń
    4. Według mnie to bezpretensjonalna szczerość, taka w stylu Tony'ego Montany - "zawsze mówię prawdę, nawet gdy kłamię".

      Usuń

Prześlij komentarz