Książki Hrabala:
Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych
Złocieńka
Pisać dla dzieci nie jest łatwo. I przy całym moim uwielbieniu dla mistrza Hrabala stwierdzić muszę, że tego akurat nie potrafił. Nie potrzebował zresztą i nie chciał. „Dlaczego miałbym pisać dla dzieci, skoro ja piszę dla siebie?” – pyta retorycznie w rozmowie z Laszlem Szigetim (...). Złocieńka jest jakby w rozkroku między tym, co autor chciałby napisać a co powinien, by być zrozumiałym dla najmłodszych. A i tak wychodzi mu to niespecjalnie i co rusz przemyca kruszyny poezji, co rusz dyskretnie podsuwa jakąś nie do końca może zrozumiałą dla dziecka metaforę...
Obsługiwałem angielskiego króla
Zbyt głośna samotność
„Niebiosa wcale nie są humanitarne i człowiek także humanitarny nie jest” – brzmi zdanie, które powtarza się w tym utworze jak refren. I przerażająco pasuje ono do rzeczywistości, w której „w piwnicach pracują strąceni aniołowie, mężczyźni z uniwersyteckim wykształceniem, co przegrali swą bitwę”. Mimo to jednak Haňťa nie poddaje się, bowiem i Chrystus „nie przyszedł nieść pokoju, lecz miecz”, bo walka jest sensem życia (...).Przeczytajcie dla poezji dnia codziennego, przeczytajcie dla bólu, samotności i tęsknoty współodczuwanych z Haňťą, przeczytajcie, by złamać sobie serce.
Bambini di Praga 1947
Niezwykle barwne, plastyczne obrazy mienią nam się przed oczami i niemal czujemy tę gorączkową atmosferę letniej nocy, kiedy to polityczne troski na chwilę zniknęły z horyzontu, bo wojna się skończyła, a komuniści jeszcze nie doszli do władzy. Burza hormonów, prędkość i wiatr we włosach jak na karuzeli, beztroski śmiech towarzyszący młodzieńczym figlom fałszywych agentów ubezpieczeniowych... (...). Bambini di Praga 1947 to wyjątkowo lekki i zabawny utworek, który jest świetnym wyborem na pierwsze spotkanie z twórczością Hrabala.
Legenda o pięknej Julci
Każdy, kto miał przyjemność czytać Postrzyżyny lub Wesela w domu z pewnością przyzna, że Bohumil Hrabal rozumiał kobiety. A żeby je rozumieć, trzeba je kochać, to oczywiste. I opowiadania z tomu Legenda o pięknej Julci to potwierdzają – wielbiciel, miłośnik, czciciel wręcz płci pięknej, oto kim był mistrz Hrabal (...). Prócz tego jest tu kilka cudownych opowiadań bardzo w stylu Hrabala, rozkoszne impresje, codzienne rozmowy, fragmenty życia jak zatopione w bursztynie, ale ten hołd złożony kobiecości uderzył mnie tym razem najbardziej. Czy są jeszcze tacy, którzy potrafią się tak zachwycić?
Schizofreniczna ewangelia
Nie bez powodu o Schizofrenicznej ewangelii mówi się, że jest najtrudniejszym, najbardziej zawikłanym i ciężkostrawnym zbiorem Hrabala spośród wszystkich wydanych w Polsce. Ja miałam do niego dwa podejścia. Za pierwszym razem Ewangelię porzuciłam ze stanowczym postanowieniem, że bez wódki tego nie tknę. Tknęłam, jednak na trzeźwo, ale nadal nad niektórymi opowiadaniami pociłam się, rwałam włosy z głowy i drapałam poranionymi rękami ich zamknięte na głucho drzwi.
Skarby świata całego
To jedna z najpiękniejszych i najbardziej chyba nostalgiczna rzecz, jaka wyszła spod pióra Mistrza (...). Skarby świata całego to epitafium dla mamy, ojca, stryja, dla całego miasteczka i starych dobrych czasów. Dla złotej ery jarmarków, balów maskowych, katarynek i stryja Pepina z jego marynarską czapką. To podobnie jak Zbyt głośna samotność opowieść o świecie, który odszedł. Gdzie się podziały te zapachy, te smaki, te obrazy? – pytają znawcy i świadkowie dawnych czasów, ale tak naprawdę to pan Hrabal pyta: gdzie się podziało to miasteczko, gdzie kiedyś byłem szczęśliwy?
Aurora na mieliźnie
Jak pisze Václav Kadlec, zamieszczone w Fudze naiwnej, ostatniej części tej książki, listy Kořínka opisujące jego sytuację graniczną, niezrozumienie społeczeństwa wobec jego problemów, odpowiadają w pewien sposób kolejnym tomom listów do Kwiecieńki Hrabala, które z czasem przestały już być zwykłymi listami, a przekształciły się w publicystyczne wołanie, lamentację nad światem. „Pokolenie złe, głupie i zbrodnicze” – powtarza za swoim nauczycielem ze szkoły w Nymburku, i jest rozgoryczony, i tak jak pan Kořínek chciałby po prostu tym pisaniem „utulić siebie samego”, skoro nikt inny nie chce lub nie potrafi.
Dobranocki dla Cassiusa
Niewinny tytuł Dobranocek dla Cassiusa nie oddaje zupełnie treści i klimatu tego zbioru. Bo choć spod pióra Hrabala wyszło wiele ciepłych, malowniczych i pełnych dziecięcego zachwytu nad światem historii, ta do nich z pewnością nie należy. Może tylko momentami, może tylko od czasu do czasu pobrzmiewa echem dawnego oczarowania, oczarowania aż do bólu, ale teraz został już tylko ból, a oczarowanie zmieniło się w rozczarowanie. Hrabal z Dobranocek jest zmęczony. Z jego tekstu przebija gorycz, widać już, że nie stara się o zachowanie jakichkolwiek pozorów, że już mu nie zależy. Jego uderzająca szczerość to szczerość człowieka u kresu swoich dni i u kresu swoich sił.
Sentymentalna podróż po miejscach ważnych dla pisarza, a równocześnie rodzaj przewodnika (dołączono mapki i dokładne adresy). Mimo przewodnikowego charakteru i rzeczowego przeważnie tonu opowieści ta książka ocieka wręcz nostalgią. Miejsca opisywane w tych krótkich rozdzialikach ulegają degradacji niemal na naszych oczach – dziczeją, rozpadają się, niektóre kończą żywot pod szczękami buldożerów (...). Wybiorę się śladami Hrabala w miejsca opisane przez Tomáša Mazala, będę szukać w szczelinach ścian i szparach w podłodze, będę słuchać, patrzeć i chłonąć zawzięcie, może uchwycę choć cień tej dawnej atmosfery.
Potężnych rozmiarów album, który stanowi rzetelne kalendarium życia i twórczości Hrabala. Daty, miejsca i postaci, wszystkie przełomowe wydarzenia, wydane książki, ekranizacje i najważniejsze inscenizacje teatralne, a przy tym setki wspaniałych zdjęć – nie tylko osób i miejsc, ale również rękopisów i maszynopisów, artykułów z gazet i czasopism, kolaży Hrabala i jego przyjaciół, listów, zaproszeń, pocztówek, nekrologów... Dzięki temu ma się niesamowite wrażenie, jakby trzymało się w rękach kawałek życia Hrabala, także tego codziennego, prywatnego, zakulisowego.

Tak, panowie, idę umrzeć. O Hrabalu i piwoszach – Franciszek Bielaszewski
Bez fałszywej skromności – o życiu Bohumila Hrabala wiem już tyle, że ciężko mnie czymkolwiek zaskoczyć. Nie spodziewałam się więc po Słodkiej apokalipsie żadnych rewolucji, zwłaszcza że byłam nastawiona na częściową powtórkę z czytanej kilka lat temu Gry w życie tego samego autora. A jednak Aleksander Kaczorowski zgotował mi kilka niespodzianek.
À propos Hrabala:
Przyjaciele o Hrabalu
Hrabal na Elektoralnej / 49 lat później
Relacja z wydarzenia zorganizowanego w Warszawie przez Mazowiecki Instytut Kultury z okazji 49. rocznicy jedynego spotkania autorskiego Bohumila Hrabala w Polsce.

Gdyby ktoś nieobeznany spytał mnie kiedyś, kim jest ten cały stryj Pepin, odpowiedziałabym – przeczytaj Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych, a będziesz wiedział. Bo to jest cały on. Siedzi sobie w restauracji z pięknymi panienkami i mówi, mówi, mówi, nie przestaje, chwali się, wspomina, cytuje, myśli mu skaczą w sposób wprost
nieprawdopodobny, od olbrzymki doktorowej do Hawliczka i Chrystusa, od Mozarta do monstrualnego biustu pani baronowej, od noszenia kwiatów pięknym dziewczętom do problemów pana proboszcza z oddawaniem moczu...

Pisać dla dzieci nie jest łatwo. I przy całym moim uwielbieniu dla mistrza Hrabala stwierdzić muszę, że tego akurat nie potrafił. Nie potrzebował zresztą i nie chciał. „Dlaczego miałbym pisać dla dzieci, skoro ja piszę dla siebie?” – pyta retorycznie w rozmowie z Laszlem Szigetim (...). Złocieńka jest jakby w rozkroku między tym, co autor chciałby napisać a co powinien, by być zrozumiałym dla najmłodszych. A i tak wychodzi mu to niespecjalnie i co rusz przemyca kruszyny poezji, co rusz dyskretnie podsuwa jakąś nie do końca może zrozumiałą dla dziecka metaforę...

Nie
jest łatwo, gdy jest się nastoletnim pikolakiem, ma się metr
pięćdziesiąt w kapeluszu i nazwisko Dzieciątko. O nie! Nikt nie patrzy
na człowieka poważnie, bufetowa nie ustaje w docinkach, podkuchenna na
żarty miażdży go swoim gigantycznym biustem i biedak bardzo chce
pokazać, że mimo mikrej postury jest jednak kimś. Więc szuka sposobów,
jak tego dokonać. I szybko znajduje ten najprostszy – pieniądze.

„Niebiosa wcale nie są humanitarne i człowiek także humanitarny nie jest” – brzmi zdanie, które powtarza się w tym utworze jak refren. I przerażająco pasuje ono do rzeczywistości, w której „w piwnicach pracują strąceni aniołowie, mężczyźni z uniwersyteckim wykształceniem, co przegrali swą bitwę”. Mimo to jednak Haňťa nie poddaje się, bowiem i Chrystus „nie przyszedł nieść pokoju, lecz miecz”, bo walka jest sensem życia (...).Przeczytajcie dla poezji dnia codziennego, przeczytajcie dla bólu, samotności i tęsknoty współodczuwanych z Haňťą, przeczytajcie, by złamać sobie serce.

Niezwykle barwne, plastyczne obrazy mienią nam się przed oczami i niemal czujemy tę gorączkową atmosferę letniej nocy, kiedy to polityczne troski na chwilę zniknęły z horyzontu, bo wojna się skończyła, a komuniści jeszcze nie doszli do władzy. Burza hormonów, prędkość i wiatr we włosach jak na karuzeli, beztroski śmiech towarzyszący młodzieńczym figlom fałszywych agentów ubezpieczeniowych... (...). Bambini di Praga 1947 to wyjątkowo lekki i zabawny utworek, który jest świetnym wyborem na pierwsze spotkanie z twórczością Hrabala.

Każdy, kto miał przyjemność czytać Postrzyżyny lub Wesela w domu z pewnością przyzna, że Bohumil Hrabal rozumiał kobiety. A żeby je rozumieć, trzeba je kochać, to oczywiste. I opowiadania z tomu Legenda o pięknej Julci to potwierdzają – wielbiciel, miłośnik, czciciel wręcz płci pięknej, oto kim był mistrz Hrabal (...). Prócz tego jest tu kilka cudownych opowiadań bardzo w stylu Hrabala, rozkoszne impresje, codzienne rozmowy, fragmenty życia jak zatopione w bursztynie, ale ten hołd złożony kobiecości uderzył mnie tym razem najbardziej. Czy są jeszcze tacy, którzy potrafią się tak zachwycić?

Nie bez powodu o Schizofrenicznej ewangelii mówi się, że jest najtrudniejszym, najbardziej zawikłanym i ciężkostrawnym zbiorem Hrabala spośród wszystkich wydanych w Polsce. Ja miałam do niego dwa podejścia. Za pierwszym razem Ewangelię porzuciłam ze stanowczym postanowieniem, że bez wódki tego nie tknę. Tknęłam, jednak na trzeźwo, ale nadal nad niektórymi opowiadaniami pociłam się, rwałam włosy z głowy i drapałam poranionymi rękami ich zamknięte na głucho drzwi.

To jedna z najpiękniejszych i najbardziej chyba nostalgiczna rzecz, jaka wyszła spod pióra Mistrza (...). Skarby świata całego to epitafium dla mamy, ojca, stryja, dla całego miasteczka i starych dobrych czasów. Dla złotej ery jarmarków, balów maskowych, katarynek i stryja Pepina z jego marynarską czapką. To podobnie jak Zbyt głośna samotność opowieść o świecie, który odszedł. Gdzie się podziały te zapachy, te smaki, te obrazy? – pytają znawcy i świadkowie dawnych czasów, ale tak naprawdę to pan Hrabal pyta: gdzie się podziało to miasteczko, gdzie kiedyś byłem szczęśliwy?
Aurora na mieliźnie
Jak pisze Václav Kadlec, zamieszczone w Fudze naiwnej, ostatniej części tej książki, listy Kořínka opisujące jego sytuację graniczną, niezrozumienie społeczeństwa wobec jego problemów, odpowiadają w pewien sposób kolejnym tomom listów do Kwiecieńki Hrabala, które z czasem przestały już być zwykłymi listami, a przekształciły się w publicystyczne wołanie, lamentację nad światem. „Pokolenie złe, głupie i zbrodnicze” – powtarza za swoim nauczycielem ze szkoły w Nymburku, i jest rozgoryczony, i tak jak pan Kořínek chciałby po prostu tym pisaniem „utulić siebie samego”, skoro nikt inny nie chce lub nie potrafi.
Dobranocki dla Cassiusa
Niewinny tytuł Dobranocek dla Cassiusa nie oddaje zupełnie treści i klimatu tego zbioru. Bo choć spod pióra Hrabala wyszło wiele ciepłych, malowniczych i pełnych dziecięcego zachwytu nad światem historii, ta do nich z pewnością nie należy. Może tylko momentami, może tylko od czasu do czasu pobrzmiewa echem dawnego oczarowania, oczarowania aż do bólu, ale teraz został już tylko ból, a oczarowanie zmieniło się w rozczarowanie. Hrabal z Dobranocek jest zmęczony. Z jego tekstu przebija gorycz, widać już, że nie stara się o zachowanie jakichkolwiek pozorów, że już mu nie zależy. Jego uderzająca szczerość to szczerość człowieka u kresu swoich dni i u kresu swoich sił.
Kiedy pod koniec lat 80. ubiegłego wieku zmarła żona Bohumila Hrabala, jego ukochana Pipsi, świat stracił dla niego sens. Sam miał już 73 lata, ciążyło mu zniedołężniałe ciało, a przed samotnością uciekał do gwarnych gospód i do Kerska, do swoich kotów, które jako jedyne trzymały go przy życiu (…) I nagle, pośród tego bezsensu, szarości i zmęczenia, niczym Anioł Stróż pojawia się Kwiecieńka. Naprawdę nazywa się April Clifford, jest bohemistką i przyjeżdża do Pragi aż z samego San Francisco, specjalnie po to aby zobaczyć swego Mistrza (…). Młoda dziewczyna okazuje się tym, czego pozbawionemu nadziei i energii pisarzowi dokładnie w tej sytuacji potrzeba. Jej wkroczenie w jego życie i zaaranżowana przez nią podróż do Stanów odrywają go od ponurych rozmyślań. A w tle wrze kociołek historii – właśnie upada komunizm i młode czeskie państwo staje na nogi, co jest kolejnym powodem do radości.
Kolejny
zestaw Hrabala miłosnych liścików do świata to starcie zwykłych,
na pozór nieciekawych ludzi i spraw, z wykwintnością
intelektualnych sfer, bogatych wnętrz i eleganckich strojów. Motyw
ten przewija się niemal we wszystkich utworach Życia
bez smokingu,
na czele z tytułowym, w którym zakupiony jeszcze w czasach
szkolnych smoking staje się symbolem form, w które wtłaczani
jesteśmy od dziecka, etykiety, pozorów i dobrego wychowania. Czyli
wszystkiego, co czyni życie biednym i jałowym – nie bez przyczyny
zaraz po balu maturalnym Hrabal z rozkoszą zrzuca swoje szykowne
wdzianko i przeciąga się wśród siana, podziwiając blednące
gwiazdy.
Hrabal
wielokrotnie powtarzał, że punktem wyjścia dla niego jest
przeżycie, a jego muzy to przede wszystkim prości ludzie, nie
intelektualiści. Dowodem na to, że nie był gołosłowny, jest ten
zbiór opowiadań – czy raczej wspomnień, impresyjek, obrazków z
kerskich lasów, gdzie pomieszkiwał pod koniec życia. Koty
i ludzie
– taki tytuł ma jeden z tych tekstów, jednak kotów jest tu tym
razem niewiele, zaledwie dwa knajpiane piecuchy, wygnane brutalnie z
piwnego raju. Od groma za to ludzi – dziwaków, obłąkanych,
nieszczęśliwych lub szczęśliwych tylko powierzchownie, zbieraczy
promocyjnych rupieci (jak świeżo ubitej owcy, która stała się
pretekstem do pięknego i zarazem odrażającego, niemalże
baudelairowskiego opisu zwierzęcych wnętrzności), kalekich
hodujących króliki w fortepianie, strażaków zalewających dawno
wygasłe ogniska w czas ulewy i kapeluszników darujących w
prezencie kamienne stopnie ze schodów dawnej katedry.
Ten
wywiad-rzeka (...) przeprowadzony przez węgierskiego dziennikarza
László Szigetiego jest cudownie chaotyczny. Nie mogłoby być
zresztą inaczej, bo w końcu cała twórczość Hrabala taka jest, i
on o tym wiedział (...). W
zamieszczonym na końcu książki PS
Hrabal pisze, że „chaos zaczyna mieć sens od chwili, kiedy
wspominam o dryblingu Hidegkutiego” i Hidegkuti, legendarny
węgierski piłkarz, okazuje się się rzeczywiście elementem
spajającym całą tę rozmowę, i ona sama staje się takim
„dryblingiem na chustce do nosa” –
dryblingiem,
jakiego dokonywał Hašek, ubarwiając kilkuzdaniowe notatki prasowe
mistyfikacjami, dryblingiem, z jakiego słynie kultura Europy
Środkowej i dryblingiem, który był przez całe życie domeną
samego Hrabala.
Wszystko
tu ostatecznie sprowadza się do zaprzeczania rzeczywistości –
umieranie, choć jest go w tych utworach pełno, traktowane jest z
reguły lekko, ze śmiechem (...), prawdziwą tożsamość zwykle
kryje się pod fantazyjnymi maskami, zaś cudownie surrealistyczny
utwór Bawidułki,
którego bohaterowie mieszkają w szarej, pokrytej pyłem okolicy
cegielni, lecz chwalą sobie to miejsce jako najzdrowsze i
najbardziej barwne na ziemi (i, żeby było śmieszniej,
długowieczność mieszkańców i niesamowita kolorystyczna gama
obrazów miejscowego artysty, który czerpie inspirację z rodzimych
widoczków, zdają się to przekonanie potwierdzać), to właściwie
jeden wielki manifest odrzucenia tego, co rzeczywiste.
Ta
książka mogłaby być taką hrabalową wizytówką. Fragmenty
większości tych tekstów kojarzę, niektóre zdania są już wręcz
sztandarowe („Bo ja przede wszystkim żyłem, no i robiłem sobie
zapiski”, „Bez przerwy pić też się nie da, więc się
dokształcam”). Wiele jest tu o miejscach, chwilach, rzeczach dla
niego ważnych, sporo o dzieciństwie, o legendarnym stryju Pepinie,
o ukochanej Libni, o knajpach, gdzie spędził pół życia, jest i
przejmujący portret Vladimíra Boudníka(...).
Wszystko to podobało mi się niezmiernie, ale największą
przyjemność czerpałam z lektury fragmentów – także licznych –
w których mowa o pisaniu (...). Zostajemy więc zaproszeni do małego
pokoiku Hrabala, podglądamy go, jak wstaje rano z łóżka, „jakiś
taki kompletnie przygaszony”, goli się („nieogolony nigdy nie
napisałbym choćby linijki”), nic nie je („bo gdybym się
najadł, wtedy z pisania i w ogóle z myślenia, byłyby nici”),
robi sobie kawę i pije ją, paląc papierosa - taki rytuał,
koniecznie w samotności. Następnie siada do maszyny...
(Opowiadanie Zwyczajny dzień)
Hrabal
tym razem mocno trzyma się ziemi, dokumentując jeden nerwowy dzień
z czasów, gdy poczucie zagrożenia było dla wszystkich, a dla
pisarzy szczególnie, chlebem powszednim. Jest jednak w tej opowieści
rozbrajająco szczery i bliski czytelnikowi, wyjątkowo wychodzi zza
kolorowej zasłony zmyśleń i odmalowuje siebie takiego jakim jest,
z własnym strachem i niezdecydowaniem.
Sentymentalna podróż po miejscach ważnych dla pisarza, a równocześnie rodzaj przewodnika (dołączono mapki i dokładne adresy). Mimo przewodnikowego charakteru i rzeczowego przeważnie tonu opowieści ta książka ocieka wręcz nostalgią. Miejsca opisywane w tych krótkich rozdzialikach ulegają degradacji niemal na naszych oczach – dziczeją, rozpadają się, niektóre kończą żywot pod szczękami buldożerów (...). Wybiorę się śladami Hrabala w miejsca opisane przez Tomáša Mazala, będę szukać w szczelinach ścian i szparach w podłodze, będę słuchać, patrzeć i chłonąć zawzięcie, może uchwycę choć cień tej dawnej atmosfery.

Potężnych rozmiarów album, który stanowi rzetelne kalendarium życia i twórczości Hrabala. Daty, miejsca i postaci, wszystkie przełomowe wydarzenia, wydane książki, ekranizacje i najważniejsze inscenizacje teatralne, a przy tym setki wspaniałych zdjęć – nie tylko osób i miejsc, ale również rękopisów i maszynopisów, artykułów z gazet i czasopism, kolaży Hrabala i jego przyjaciół, listów, zaproszeń, pocztówek, nekrologów... Dzięki temu ma się niesamowite wrażenie, jakby trzymało się w rękach kawałek życia Hrabala, także tego codziennego, prywatnego, zakulisowego.

Tak, panowie, idę umrzeć. O Hrabalu i piwoszach – Franciszek Bielaszewski
Jest
to zbiór zbeletryzowanych wspomnień autora, który Hrabala znał
osobiście i w latach 80. i 90. spędził z czeskim pisarzem i jego
przyjaciółmi – „stałymi bywalcami” – wiele godzin w
praskich gospodach. Bielaszewski odmalowuje rodzinną i twórczą
zarazem atmosferę tamtych spotkań, kult piwa, opowieści i legendy
przekazywane z ust do ust (…). Mało
tego. Bielaszewski nie tylko pisze o Hrabalu, ale i pisze jak Hrabal.
Styl, jakim jest ta książka napisana, jest w zasadzie imitacją
gawędziarskiego stylu czeskiego pisarza.
Moment,
w którym wzięłam tę książkę po raz pierwszy do rąk, był dla
mnie momentem wielkiego odkrycia – pan Hrabal jest nie tylko mój,
nie tylko ja go uwielbiam i nie tylko ja chciałabym pisać do niego,
dla niego, tak jak on. Nie dość bowiem, że ma ona formę długiego
listu do sławnego czeskiego pisarza, to jeszcze opowiedziana w niej
historia jest analogiczna do tej opisanej przez Hrabala w doskonałym
opowiadaniu Wieczorna
lekcja jazdy.
Tam mieliśmy podstarzałego pisarza, który w czasie lekcji jazdy,
przemierzając na motorze ulice Pragi, opowiada instruktorowi o swoim
zbzikowanym na punkcie motoryzacji ojcu. Tu też mamy pisarza, ale
zamiast motoru jest mały Fiacik, zamiast Pragi – Gdańsk, a
zamiast zbzikowanego ojca – zbzikowany dziadek. W roli instruktora
obsadzona zostaje natomiast piękna panna Ciwle.
Bez fałszywej skromności – o życiu Bohumila Hrabala wiem już tyle, że ciężko mnie czymkolwiek zaskoczyć. Nie spodziewałam się więc po Słodkiej apokalipsie żadnych rewolucji, zwłaszcza że byłam nastawiona na częściową powtórkę z czytanej kilka lat temu Gry w życie tego samego autora. A jednak Aleksander Kaczorowski zgotował mi kilka niespodzianek.
À propos Hrabala:
Nymburk
– miasteczko, które wydało na świat Bohumila Hrabala. Nie
dosłownie, urodził się gdzie indziej, ale wydało go na świat
literacko, będąc dla niego poletkiem pierwszych zachwytów. I mimo
tego, że w tym hrabalowskim Nymburku czas już dawno temu stanął,
a to rzeczywiste miasto, to na mapie, zaczęło żyć własnym
życiem, bardzo chciałam zobaczyć tę współczesną, widzialną
część. Pooddychać chwilę powietrzem, którym mistrz oddychał i
pospacerować jego śladami.
Warzone
w nymburskim browarze piwo nazywa się Postřižinské (a w wersji,
którą ja akurat miałam okazję pić – Pepinova desítka), co
jest oczywiście nawiązaniem do tytułu cytowanego wyżej utworku
otwierającego trylogię nymburską, zaś na jego etykiecie widnieje
nie kto inny jak uśmiechnięty pan spisovatel Hrabal (…).
Delikatne
i orzeźwiające, pije się je w zapomnieniu, błyskawicznie –
nawet się nie zorientowałam, kiedy kufelek był już zupełnie
pusty. Jedno, drugie, trzecie, czwarte... wlewane w siebie podczas
wieczorów w gospodzie musiało być doskonałym motorem dyskusji,
narzędziem oczyszczenia, istnym nektarem bogów umilającym
śmiertelnikom ich szare życie.
Rodzony Czech, piwosz, niezrównany gawędziarz, piewca zachwytu (z
zachwycania się uczynił sens swojego życia), wielbiciel kotów, człowiek
ze „starych czasów” z upodobaniem zaglądający w przeszłość. Dla mnie
jest to postać o tyle szczególna, że (...) to właśnie on nauczył mnie patrzeć na świat tak, jak to robię w tej
chwili. Krótkie zestawienie lektur, które złożyły się na moją
dotychczasową edukację.
Przyjaciele o Hrabalu
Na temat Hrabala wypowiadają się Egon
Bondy,Jiří Menzel i
Josef Kroutvor.
Relacja ze spotkania z Aleksandrem Kaczorowskim
wokół książki Hrabal. Słodka apokalipsa.
Relacja ze spotkania z Aleksandrem Kaczorowskim
wokół książki Hrabal. Słodka apokalipsa.
Hrabal na Elektoralnej / 49 lat później
Relacja z wydarzenia zorganizowanego w Warszawie przez Mazowiecki Instytut Kultury z okazji 49. rocznicy jedynego spotkania autorskiego Bohumila Hrabala w Polsce.
Imponujący zbiór recenzji. I u mnie Hrabal niebawem swoje miejsce znajdzie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Będę w takim razie wypatrywać :)
UsuńDziękuję za Hrabala, o Ewangelii tak mądrze napisane. "Piękną rupieciarnię" koniecznie muszę przeczytać. Bo wszystko ma swój czas.
OdpowiedzUsuńPrzyjemność po mojej stronie :)
UsuńCzy o „Ewangelii” mądrze – nie wiem, ale tak, jak czuję.
Zachęcam nie tylko do „Rupieciarni” – choć piękna! – ale i do innych :)
Od czego zacząć przygodę z Hrabalem?
OdpowiedzUsuńOd „Takiej pięknej żałoby” zacznij. U mnie to była bomba.
Usuń